Bydgoszcz przez lata inwestowała w rozbudowę miejskiego monitoringu, który jednak nie spełnia swojej funkcji ochronnej tak skutecznie, jak byśmy tego oczekiwali. Nawet na szeroko otwartych i dobrze oświetlonych obszarach, takich jak Stary Rynek, mieszkańcy miasta nie czują się w pełni bezpieczni. Dowodem na to są dwa domy położone wzdłuż wschodniej pierzei rynku, na wysokich murach których można dostrzec ogromne plamy farby.
Na pierwszy rzut oka wyglądają one jak graffiti, jednak z pewnością nie można ich nazwać sztuką. W żaden sposób nie przypominają bowiem artystycznych prac street-artowych, a raczej bezkształtne plamy. Mimo to zwracają one uwagę przechodniów i budzą ich zdumienie, szczególnie ze względu na swoje umiejscowienie.
Znajdują się one bowiem na wysokości, z której nawet mistrz skoku o tyczce Piotr Lisek miałby problem sięgnąć. O ile nie ma więc w Bydgoszczy żyjących harpii bądź innych skrzydlatych istot, autor tych plam musiał posiadać niemałe umiejętności alpinistyczne. Niewątpliwie musiała też minąć spora ilość czasu, nim ten anonimowy wspinacz zdołał dostać się na szczyt budynków i tam zostawić swój ślad.
Jak to możliwe, że system miejskiego monitoringu nie rejestruje takich incydentów? Czy kamery nie działały w momencie dokonywania tego występku? Jeśli tak, czy naprawdę nie było możliwe zidentyfikowanie sprawcy? I dlaczego te pytania nadal pozostają bez odpowiedzi? Niestety, zarówno lokalne media, jak i władze miasta nie wydają się zainteresowane udzieleniem wyjaśnień w tej sprawie.